środa, 17 kwietnia 2013

Rozdział 4: Co tu się dzieje?

      Miesiąc później...


 -Nie wierzę.-Elizabeth przyjrzała się ręce Evy  badawczo.- Zagoiła się.

-A co myślałaś? -odezwał się Louis siedzący na kanapie.
Dziewczyna rzuciła mu długie spojrzenie pełne irytacji.Ten szatyn okropnie ją denerwował.Myślała,że mają to za sobą,a okazało się,że jednak nie. Tych dwoje wyraźnie za sobą nie przepadało.
-Jeśli nie masz nic mądrego do powiedzenia to siedź cicho. -warknęła Lizzy.
-Och,proszę was. Nie kłóćmy się.-Eva podniosła się z kanapy na której siedziała i podeszła do okna.Zima na zewnątrz zniknęła błyskawicznie , jakby ktoś wyłączył światło. Pozostała tylko szarość i deszcz na ulicach. Co za smutny czas, pomyślała. Kilka dni temu odwiedził ją ojciec, co bardzo ją uszczęśliwiło,lecz teraz gdy znów wyjechał, poczuła pustkę w sercu. Gdyby nie przyjaciele załamałaby się zupełnie. Bardzo ją wspierali przez ten czas i czuła,że ma w nich oparcie. A to było najważniejsze.
-Moglibyście się pokłócić poza moim domem? -zapytała i odwróciła się z powrotem do znajomych.-Nie chcę tego słuchać.
Elizabeth popatrzyła na szatyna i wzruszyła ranionami.
-Jak dla mnie nie ma sprawy.Tylko czy Louis wytrzyma.
-Możesz być tego pewna.-powiedział i uśmiechnął się szeroko.
Lizzy przesunęła się w stronę przyjaciółki.
-Przepraszam, ale sama wiesz jaki on jest.-zaczęła tłumaczyć cicho.-Nie mogę tak po prostu zignorować złośliwości, które rzuca na mój temat. Muszę się bronić.
Eva westchnęła. Miała nadzieję, że wkrótce dołączy reszta zespołu,bo dość miała tej dwójki. Czy nie można żyć ze sobą w zgodzie? Ciągle muszą sobie dokopać?
Jej rozmyślania przerwał dzwonek do drzwi. Nareszcie! Pobiegła otworzyć zanim zrobi to Lizzy czy Louis. Gdy przed oczami stanęli jej najlepsi przyjeciele, omal nie rzuciła im się w podzięce na szyję. Zamiast tego, zaprosiła ich do środka i zaproponowała coś do picia i jedzenia.
-Wejdźcie do salonu. Tylko uważajcie na parę dzikusów.-rzuciła i skierowała się do kuchni.
W pokoju usłyszała głośny śmiech i żywe rozmowy. Na jej twarz wpłynął uśmiech. Odwróciła się i zaskoczona omal nie krzyknęła.
Tuż przed nią stał Harry.
-Wybacz. Nie chciałem cię wystraszyć. -powiedział i podał jej kubek, który napełniła gorącą wodą.
-Nie słyszałam twoich kroków.-powiedziała, nie patrząc na niego.
-To dlatego, że byłaś głęboko zamyślona. Nie zauważyłabyś nawet gdybym skradał się z nożem w ręku.
Zadrżała na tę myśl.
-Nie mów tak.
Uśmiechnął się lekko.
-Evo, dlaczego jesteś smutna?
-Smutna? -zaśmiała się nerwowo.-Wcale nie.
Harry popatrzył jej w oczy.
-Nie patrz tak na mnie. Naprawdę wszystko w porządku.
-Więc o co chodzi?-dopytywał się.
-O nic. Jestem po prostu...-zamyśliła się, szukając właściwego słowa.-...zmęczona.
-Coś nie tak z twoją ręką?
-Co? -popatrzyła na siebie.-Nie, Harry. To nie to. Chodzi o to, że czasami czuję się bardzo samotna. Zwłaszcza w nocy.
W momencie gdy to powiedziała, miała ochotę cofnąć te słowa. Przecież tego akurat nie musiał wiedzieć.
Harry nie powiedział nic więcej, tylko zabrał kubek z drżących rąk Evy i przygarnął ją do siebie. Gdy ich ciała się zetknęły między nimi powstała iskra. Eva gwałtownie odskoczyła i spojrzała na szatyna. Harry był równie zaskoczony jak ona. Patrzył na nią szeroko otwartymi oczami.
-Co to było?- wyszeptała, bo bała się mówić głośno.
Przez chwilę panowało ponure milczenie.
-Nie mam pojęcia.-odparł cicho.
W tej chwili do kuchni wszedł Niall. Widząc Harrego i Evę zatrzymał się raptownie.
-Yyy..przeszkadzam? -zapytał ,spoglądając to na jedno, to na drugie.
Harry odezwał się już normalnym głosem.
-Nie. Właśnie mieliśmy zanieść herbatę, ale skoro już tu jesteś to mi pomożesz.-powiedział i wręczył zaskoczonemu blondynowi tacę z napojami.
-No pewnie. Dzięki, że spytałeś.-rzucił Niall i mamrocząc pod nosem, poszedł do salonu.
Eva wybuchnęła śmiechem.
-Chodź. Pójdziemy do nich.-Harry zaczekał, aż zabierze ze stolika jakieś ciastka na deser i wyszli z kuchni. Potem jednak, ani razu jej nie dotknął.
                                       *****

 Było już ciemno, gdy Eva wracała do domu. Jakoś tak się złożyło, że zasiedziała  się u Lizzy, a autobusem nie było sensu jechać, zwłaszcza, że mieszkała dość blisko. Szła szybkim krokiem, a w ręku trzymała  telefon i rozmawiała z Harrym. Nie wracali już do sytuacji w kuchni, lecz wyraźnie czuła jego dystans. Rozmyślała nad tym co takiego się stało,lecz nie potrafiła tego w żaden sposób wyjaśnić.
-Nie powinnaś wracać tak późno. To niebezpieczne.-słyszała po drugiej stronie jego zaniepokojony głos.
-Naprawdę nic mi nie będzie, jeśli przejdę się kilka kroków.
-Rozumiem, ale wolałbym gdybyś  poprosiła Louisa, żeby cię podwiózł.
-Nie mogę za każdym razem prosić go o podwiezienie, zwłaszcza gdy...
Nie dokończyła, bo nagle poczuła mocne szarpnięcie i z przestrachem zorientowała się, że jakiś facet ukradł jej torebkę i ucieka. Upuściła telefon.
-Eva? Jesteś tam? -słyszała Harrego jeszcze parę sekund ,dopóki nie rzuciła się w pogoń za złodziejem.
Biegła ile sił w nogach, aby tylko odzyskać swoją własność. Była pewna, że go nie doścignie, bo czuła jak opada z sił. Ku jej zdumieniu nagle zaczęła przyspieszać wcale się przy tym zbytnio nie wysilając. Zauważyła jasno świecącą latarnię tuż nad jej głową i ślepy zaułek na końcu ulicy. Facet nie miał dokąd uciec.
-Stój! -krzyknęła głośno.
Złodziej odwrócił się z chytrym uśmiechem na twarzy.
-Oddaj mi to.-warknęła i ledwo powstrzymała się od zakrycia ust dłonią. Jej głos brzmiał zupełnie obco, jakby nie należał do niej.
Światło latarni na moment oświetliło jej twarz. Mężczyzna cofnął się z przestrachem i upuścił torebkę. Następnie rzucił się do ucieczki. Pędził jakby ścigało go stado demonów.
Eva schyliła się po swoją torebkę i z ulgą zauważyła, że nic nie zginęło. Na szczęście nie zdążył nawet zajrzeć do środka. Co aż tak bardzo go wystraszyło? Zaniepokojona rozejrzała się po ulicy, lecz oprócz niej ,nie było żywego ducha. Czyżby ja?, zastanawiała się.
Wróciła po telefon, który leżał tak, jak go zostawiła. Natychmiast oddzwoniła do Harrego.
-Eva! Co się stało? Dlaczego nie odbierałaś telefonu? - zapytał przestraszony.
-Ja..przepraszam. Ale jakiś facet ukradł mi torebkę więc..
-Nic ci nie jest?! Gdzie jesteś? Zaraz przyjadę.
-Nie trzeba. Wszystko w porządku. Dogoniłam go i oddał mi moją własność.
-Co?! Czy ty zdajesz sobie sprawę, że mógł być uzbrojony?! Albo..-zamilkł na chwilę.-Jak to: oddał ci? - w jego głosie pojawiło się niedowierzanie.
-Sama nie wiem jak to się stało, ale tak było.Zobaczył moją twarz i..zresztą nieważne.-westchnęła.-Posłuchaj, Harry. Nic mi nie jest. Więc przestań się martwić, jasne?
-No dobrze. Ale obiecaj mi coś.-nalegał.
-Co?
-Nigdy więcej nie wracaj do domu w nocy.
-Ale..
-Obiecaj.-powiedział stanowczo, tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Obiecuję.
W słuchawce usłyszała jego westchnienie. Cóż, powiedzieć, że to ją uspokoiło to mało powiedziane. Poczuła ukojenie i na chwilę zamknęła oczy.
-Eva? Jesteś?
-Tak. Wracam do domu. Spotkamy się jutro?
-Tak.-bardziej poczuła niż usłyszała jego uśmiech.

W nocy nie mogła zasnąć. Przewracała się z boku na bok i rozmyślała. Nie potrafiła zapomnieć wyrazu twarzy złodzieja, gdy zobaczył jej twarz. Czy jest aż tak bardzo przerażająca? Co się z nią dzieje? Najpierw Harry i ta iskra, gdy go dotknęła, a później ten mężczyzna. Sen przyszedł tak gwałtownie, że nie była w stanie myśleć.
Widziała twarz kobiety owiniętej czarną, długą chustą. Na palcach miała kosztowne pierścienie, a w uszach pozłacane kolczyki. Usta pomalowane trupio zieloną szminką wypowiadały jakieś niezrozumiałe słowa. Początkowo nie rozumiała nic, lecz im dłużej słuchała mrocznego szeptu tym bardziej słowa stawały się wyraźniejsze i straszniejsze.
-krew do krwi, ciało do ciała... krew do krwi,ciało do ciała...
Poczuła krew i nieprzyjemny zapach. Coś jakby...tuż przed nią na ziemi leżało czyjeś ciało. W ciemności z trudem rozpoznała burzę kręconych loków i martwe zielone oczy. Potem poczuła ostre cięcie na nadgarstku i spływającą krew...
Eva obudziła się z krzykiem na ustach. Harry! Martwy Harry. To tylko sen, uspokajała się. Spojrzała na swój nadgarstek. Ani śladu cięcia czy kropli czerwonej cieczy. Odetchnęła z ulgą. Boże, co tu się dzieje?!








Bardzo,ale to bardzo przepraszam wszystkich czytelników za tak długą nieobecność.Mam nadzieję,że mi wybaczycie.Dziękuję za tak liczne komentarze,to dużo dla mnie znaczy:) W ramach przeprosin mam dla was piosenkę, mam nadzieję, że jakoś wam to zrekompensuję. Pozdrawiam i do zobaczenia w następnym rozdziale;)